poniedziałek, 2 listopada 2020

Umarł kompromis aborcyjny, niech żyje świecka Polska!

 OKO.press

JAROSŁAW MAKOWSKI & KAZIMIERZ BEM    2 LISTOPADA 2020


"Dlaczego państwo ma chronić biskupów przed gniewem ich własnych wiernych? Jeśli w ciągu zaledwie 30 lat Kościół swoją pychą, hipokryzją i brakiem miłosierdzia stworzył sobie aż tylu wrogów, to nie jest to problem, który winno rozwiązywać świeckie państwo", piszą dla Jarosław Makowski* i Kazimierz Bem*
Wyrok pseudo-Trybunału de facto delegalizujący aborcję jest nie tylko okrucieństwem wobec kobiet na zamówienie Jarosława Kaczyńskiego i zwieńczeniem procesu przekształcania Polski po 1989 roku w państwo wyznaniowe. Ale, z czego sobie chyba nie zdawał sprawy prezes z Żoliborza, jest także wyzerowaniem debaty publicznej. Wracamy do 1989 roku i do dyskusji o prawach jednostki oraz relacji państwo-Kościół. Tym razem bez cienia Jana Pawła II i sentymentu wobec nieocenionych, jak twierdzą niektórzy, zasług Kościoła.

Nie chcemy obszernie powtarzać faktów, o których wiele razy wcześniej pisaliśmy. Ale to przypomnieć trzeba: od 1989 postsolidarnościowa elita polityczna nie była w stanie zdobyć się na cień samodzielności wobec Kościoła rzymskokatolickiego. W 1993 roku jako „prezent dla Jana Pawła II” uchwalono niezwykle restrykcyjne prawo antyaborcyjne. 

Zrobiono to wbrew woli społeczeństwa i na urągowisko nazwano „kompromisem”. 
Gdy ustawę potem złagodziło SLD, usłużny wobec kościoła Trybunał Konstytucyjny piórem prof. Andrzeja Zolla w 1996, niczym pani Julia Przyłębska w czwartek 22 października, nie tylko nowelizację wyrzucił do kosza, ale w słabym orzeczeniu wczytał „ochronę życia poczętego” awansem do nowej Konstytucji. 

Dalej już szło z górki: 20 lat później Trybunał Konstytucyjny uznał, że klauzula sumienia lekarza jest najważniejsza i może odmówić wskazania kobiecie szpitala, gdzie wykonuje się legalną aborcję. Wyrok ten wydał inny mężczyzna, prof. Andrzej Rzepliński, odznaczony papieskim orderem, co tylko niektórych (m.in. nas) skłoniło do zadania pytania, czy aby jest on w swoim orzecznictwie bezstronny. Proces ten uległ zwieńczeniu, gdy 12 dni temu obsadzony przez PiS-owskich politruków pseudo Trybunał do końca zniszczył prawa kobiet wydając wyrok delegalizujący aborcję w przypadku ciężkiego uszkodzenia płodu. 

Po długiej agonii umarł więc niesławny „kompromis aborcyjny”. Nie był on nigdy żadnym kompromisem, ale daniną lenną katolickich polityków dla papieża Wojtyły. Ofiarą z ciał kobiet, złożoną przez mężczyzn innemu mężczyźnie, który z walki z aborcją uczynił swoją ideę fix. 

Czwartkowe orzeczenie było zapłatą PiS-u za milczące poparcie kościoła dla demontażu państwa prawa i Konstytucji przez ostatnich 5 lat. 

Nie ma powrotu do kompromisu 

Jesteśmy obaj tym pseudo-orzeczeniem głęboko oburzeni i solidaryzujemy się z pokojowymi spacerami ludzi. Ten słuszny gniew trzeba przekształcić w twórcze myślenie i strategiczne działanie na przyszłość. Cóż zatem możemy zrobić? Po pierwsze, opozycja demokratyczna musi zrozumieć, że nie ma powrotu do tzw. kompromisu. „To se ne vrati”. PiS i Kościół złamali zasady gry, brutalnie, cynicznie i w cudzych, prawniczych rękawiczkach, jak to w niedzielnym, piłatowym oświadczeniu zauważył szef polskiego episkopatu abp Stanisław Gądecki. 

Pochowajmy więc tego „kompromisowego” potworka tak, jak Kościół będzie chował ciężko upośledzone dzieci, które kobiety będą musiały rodzić, żeby – jak to powiedział Kaczyński – „ksiądz mógł je ochrzcić”. 

Opozycja musi teraz śmiało podnieść rękawicę i wyraźnie, i jasno opowiedzieć się za wolą kobiet do napisania nowego prawa. 

Przyznał to także, wbrew sobie Jarosław Kaczyński, gdy w swoim wtorkowym (27 października) orędziu do złudzenia przypominającym orędzie generała Jaruzelskiego wprowadzającego stan wojenny, wezwał do „obrony Polski i obrony Kościoła”. Prezes PiS przyznał więc, że zmasakrowana przez niego Konstytucja z 1997 roku i obsadzony marionetkami prawniczymi pseudo-Trybunał mają służyć tylko partyjnym interesom PiS i jednego Kościoła. Jeśli tak – to tym samym prezes „wyzerował debatę konstytucyjną” do czasów po 1989 roku. Opozycja musi powiedzieć „sprawdzam” i do przyszłych wyborów iść pod hasłem poważnej rewizji Konstytucji z 1997 w nowoczesnym duchu – konstytucji na miarę XXI wieku. 

Po drugie, to pseudo-orzeczenie wznowi dyskusję o stosunkach państwo-Kościół. Kościół i PiS wypowiedzieli bowiem nie tylko regulacje aborcyjne, ale i cały postsolidarnościowy porządek konstytucyjny. Od 1989 roku karmiono nas w kółko zapewnieniami, że ze względu na „walkę z komunizmem” Kościołowi należą się specjalne przywileje (finansowe, prawne, konstytucyjne) i stąd dziwaczny, i fikcyjny „przyjazny rozdział Kościoła od państwa”. Stąd zalegalizowanie religii w szkołach, opłacanych z pieniędzy podatników kapelanów w świeckich urzędach i służbach. 

PiS dorzucił do tego de facto bezkarność dla księży pedofili i kryjących ich biskupów. Symbolem tej chorej symbiozy były zdjęcia policjantów broniących przed wzburzonymi Polkami drzwi kościołów i katedr. 

Jana Pawła II już nie ma 

W czwartek 22 października „umowa” liderów Solidarności z 1989 roku o „wdzięczności” przestała obowiązywać. W całości. Trzydzieści lat później Polacy mają prawo domagać się zmiany ideologicznego reżimu. Katecheza w publicznych szkołach, przywileje pisane i niepisane, konkordat, religijne rozumienie małżeństwa, wszystko to czas poddać ponownej debacie publicznej. Wolnej, nieskrępowanej, bez niepisanych „długów wdzięczności” za niejasne zasługi dokonane w najnowszej przeszłości. Tego chcą protestujący – a wśród nich także osoby wierzące. 

Dziś musimy zadać sobie też pytanie, dlaczego państwo ma chronić księży i biskupów przed gniewem ich własnych wiernych? Czy w episkopacie pojawi się choć jeden biskup, który postawi sobie następujące pytania: 

co zrobiliśmy źle, że ci młodzi ludzie nie chcą z nami nawet rozmawiać? Dlaczego głosząc ponoć Ewangelię miłości, wzniecamy tylko gniew wśród tych głównie młodych spacerowiczów? 

Tyle, że zabarykadowani w swoich pałacach biskupi, do których chyba dopiero teraz dotarło, jak oderwane od rzeczywistości jest ich nauczanie moralne, takie pytania omijają szerokim łukiem. Ale przecież są i kolejne: dlaczego państwo ma egzekwować przepisy jednego związku wyznaniowego i narzucać je innym, niezależnie od ich religii lub jej braku? Dlaczego państwo ma regulować intymne życie kobiety, ale już to, co robią w zaciszu plebani niektórzy katoliccy księża z dziećmi ma być bezkarne? Wszystko to musi znów stać się przedmiotem otwartej debaty publicznej. 

Paradoksalnie brak Jana Pawła II i kolejne rewelacje prasowe o nieudolności (delikatnie rzecz biorąc) jego i jego otoczenia w walce z pedofilią, także w Polsce, pozwalają na dużo swobodniejszą debatę konstytucyjną dziś niż ta sprzed 30 lat. Jan Paweł II może i jest świętym dla wiernych kościoła rzymskokatolickiego, ale ta kategoria nie ma znaczenia w nowoczesnym, demokratycznym państwie. 

Więcej policjantów niż wiernych 

Po trzecie, opozycja musi postawić jako postulat zmianę Konstytucji w kierunku pełnej świeckości i laickości państwa. Obecny system runął z hukiem. Liberalna demokracja stwarza każdemu Kościołowi (nie tylko rzymskokatolickiemu) warunki do nieskrępowanego głoszenia Ewangelii. A Kościół niczego innego nie potrzebuje do swojej misji. Nie potrzebuje nad człowiekiem innej władzy niż władza nad jego duchem. Chwila, gdy Kościół domaga się nad człowiekiem władzy politycznej, ustanowienia prawem, jest chwilą jego słabości. A gdy Dobrą Nowinę chce zastąpić „dobrą ustawą” lub słusznym orzeczeniem tzw. Trybunału Konstytucyjnego to jest to jego klęska moralna i teologiczna. 

Jest coś przygnębiającego i smutnego, gdy widzimy, że katedry w Poznaniu i Łodzi miały w niedzielę więcej chroniących ich policjantów niż wiernych wewnątrz. 

Dziś największymi wrogami Kościoła nie są społeczeństwo czy nowoczesność. Największym wrogiem Kościoła jest on sam. I politycy, którzy uważają, że lepiej trzymać z proboszczem niż z Panem Bogiem. Razem z hierarchami decydującymi o losie drugiego człowieka, sprowadzając kobiety do roli inkubatorów „żyć poczętych”; którzy jak przeciwnicy pisowskich mediów dla ochrony kurii biskupich chcą wprowadzać „stan wyjątkowy”. 

Taka postawa dziwi tym bardziej, że Sobór Watykański II uznał, że Kościół i państwo winny respektować zasadę autonomii, czyli rozdziału między państwem a Kościołem. Wyegzekwowanie tej soborowej zasady od kościoła w Polsce, to naszym zdaniem jedyny element kościelnego nauczania, który powinna na siebie wziąć świecka Polska w XXI wieku. 

Kiedy w 1905 roku w Zgromadzeniu Narodowym Francji przedstawiono słynną ustawę o laickości państwa, która radykalnie oddzieliła Kościół katolicki od III Republiki, jeden z ultrakatolickich i prawicowych posłów krzyknął do projektodawcy ustawy, który był ewangelikiem: „To wasza zemsta w Noc Św. Bartłomieja!” 

Dla wielu świeckich i biskupów, podobny rozdział kościoła od państwa w Polsce zapewne będzie postrzegany jako zemsta lewaków, feministek, LGBT, kobiet i liberałów. To nieprawda. Dyskusja o laickości Polski w XXI wieku nie jest zemstą, czy nienawiścią, ale potrzebą cywilizacyjną. A jeśli w ciągu zaledwie 30 lat Kościół swoją pychą, hipokryzją i brakiem miłosierdzia stworzył sobie aż tylu wrogów, to nie jest to problem, który winno rozwiązywać świeckie państwo. To problem duszpasterski, którego nie załatwi się wysyłając policjantów do ochrony pustoszejących kościołów. 

Być może da się go rozwiązać, jeśli księża wyjdą przed kościoły i – nawet nie tyle zaczną z ludźmi rozmawiać – co ich pierwszy raz w życiu posłuchają. Nie jako penitentów, ale partnerów dialogu. 

_________________________________
*Jarosław Makowski, publicysta, filozof, teolog, radny Katowic z ramienia KO, dyrektor Muzeum Ziemi Kozielskiej. 
*Kazimierz Bem, dr prawa, teolog, pastor ewangelicko-reformowany Zjednoczonego Kościoła Chrystusa.

Płonące znicze …

Nie idź za mną, bo nie umiem prowadzić. Nie idź przede mną, bo mogę za Tobą nie nadążyć.
Idź po prostu obok mnie i bądź moim przyjacielem. 
 ~ Albert Camus

~HK


Dni przyszłości przed nami – 
jak ustawione w rzędzie świece zapalone,
złote, ciepłe, pełne życia.

Za nami – dni, co przeminęły:
smutny szereg świec wygasłych;
te najbliższe jeszcze trochę dymią,
zimne świece, zniszczone, pogięte. 

Nie chcę na nie patrzeć – ich widok mnie zasmuca;
i boli mnie, gdy wspomnę, jak niegdyś płonęły.
Przed siebie patrzę – na zapalone świece. 

Nie chcę się odwrócić, abym nie zadrżał widząc,
jak szybko się wydłuża ciemny szereg – 
i więcej, coraz więcej świec wygasłych. 

~Konstandinos Kawafis, Świece 

Kiedyś istniał wyraźny podział na sferę sacrum i profanum, światła i ciemności, żywych i umarłych, a cmentarz należał do świata zmarłych … Przekraczając bramę cmentarza zawsze mam to uczucie jakbym przechodziła do innego świata i ta wszechobecna świadomość śmierci i przemijania… Wyostrzają mi się zmysły. Poszerza spektrum percepcji. Jakże wówczas moje problemy stają się mało znaczące i przemijające. 

Święta listopadowe – nie, zdecydowanie nie potrzebuję specjalnego święta by odwiedzić WAS na cmentarzu. Trudno wówczas o zadumę, wyciszenie, i głęboką refleksję.
Tato, Danusiu, Wujku, Dziadku, Babciu – pozostało tak wiele niewypowiedzianych słów … tak wiele dróg do przejścia … tak wiele niedokończonych spraw … 

Każdego dnia zapalam światełka pamięci i ogromnej tęsknoty [*] 

Tak bardzo się boję o Jurka, Mamę, Justysię, Magdę, Julkę (z rodziny pozostali mi tylko ONI). Otulcie nas bezpiecznym ramieniem.


niedziela, 1 listopada 2020

Inter Mundos …

Tato,
Danusiu,
Babciu,
Dziadku,
Wujku


~pxhere.com
~pxhere.com [1]

Tak dłu­ga two­ja nie­obec­ność
Na jed­nej stru­nie gra­ny te­mat
Usy­pia wy­my­ślo­na wiecz­ność 
I za­po­mi­nam, że cię nie ma

Tak dłu­go trwa
Bled­ną­ca two­ja nie­obec­ność

Tak dłu­ga two­ja nie­obec­ność
Gład­ka ka­mie­niem z dna po­to­ku
A mnie, ko­cha­na, wciąż nie­spiesz­no
Pa­mię­ci pod­dać się wy­ro­kom

Tak dłu­go trwa
Gi­nie ślad

Tak dłu­ga two­ja nie­obec­ność
Dia­lo­gu z ci­szą nie za­czy­na
I jest mil­cze­nie całą resz­tą
I boję się, że za­po­mi­nam

Tak dłu­go trwa
Gi­nie ślad
Bled­nie ślad
Sty­gnie ślad...

~Jonasz Kofta



Wspominamy każdego dnia...
Byliście, jesteście i będziecie dla nas ważni. Nie ma Was fizycznie z nami, ale Wasze wartości są w nas. Tęsknimy i będziecie żyć w naszej pamięci i sercach dopóty, dopóki nie wypali się zapalona świeca. Każdego dnia miliony świec wciąż płonie … Bo my tu na ziemi pozostaniemy z jedynym czasem, którego jesteśmy świadomi, i którego doświadczamy- to chwila teraźniejsza. Obejmuje ona przeszłość złożoną z naszych WSPOMNIEŃ o WAS i przyszłość złożoną z OCZEKIWAŃ… 

Dziś tęsknimy tak samo mocno!

Mama & Halina & Jurek

______________________________________

[1] Własna interpretacja zdjęcia z pxhere.com pobranego za zgodą.

Przepis na człowieka …

Każdego dnia śledzimy informacje o rekordowych liczbach nowych zakażeń i śmierci z powodu koronawirusa i różnych powikłań z nim związanych. Przykre, że na dalszy plan „zeszły” te „zwykłe” śmierci, jakby były mniej ważne, a żal po tych ludziach mniejszy. 

Zastanawiamy się nad ostatecznym przeznaczeniem świata, ludzkości i człowieka - jego śmiercią - tym nieodwracalnym ustaniem oznak życia, załamaniem wewnętrznej organizacji organizmu, zachwianiem równowagi funkcjonalnej, postępującym nieuporządkowaniem układu i rozproszeniem energii. Możemy nawet zgłębiać specjalną naukę z tym związaną – tanatologię lub zajmować się specjalnym działem filozofii – eschatologią. Słaba to pociecha. 

Prawie 99% masy ciała człowieka stanowi tylko sześć pierwiastków: tlen, węgiel, wodór, azot, wapń i fosfor. Kolejnych sześć: potas, siarka, sód, chlor i magnez, to tylko 0.85% masy. Wszystkie wymienione pierwiastki uznawane są za niezbędne do życia. Z pozostałych 14 pierwiastków występujących w śladowych ilościach, około 12 również uznawanych jest za konieczne do prawidłowego funkcjonowania organizmu człowieka. Z 94 naturalnie występujących pierwiastków chemicznych, 61 znajdziemy w ciele ludzkim - niektóre z nich są toksyczne i groźne (w odpowiednich stężeniach) dla życia człowieka.[1]

Oto przepis na człowieka (proporcje masowe): 

· tlen – 65%; 
· węgiel – 18.5%; 
· wodór – 9.5%; 
· azot – 3.2%; 
· wapń – 1.5%; 
· fosfor – 1%; 
· potas – 0.4%; 
· siarka – 0.3%; 
· sód – 0.2%; 
· chlor – 0.2%; 
· magnez – 0.1% 
· bor, chrom, kobalt, miedź, fluor, jod, żelazo, mangan, molibden, selen, krzem, cyna, wanad i cynk – mniej niż 1%. 

„Tak i mnie kiedyś, niedługo, jakieś Palce rozbiorą na składniki pierwsze i wszystko, z czego się składam, wróci na swoje miejsce. Ostateczny recycling.”[2]

A oto inny człowiek, pomierzony i skomponowany w 10 modułach przez rzymskiego architekta Witruwiusza i w takich proporcjach naszkicowany przez Leonardo da Vinci[3]. Rysunkowi towarzyszy tekst sporządzony tzw. pismem lustrzanym. 

Wpisanie w kwadrat i okrąg dało człowiekowi nowy aspekt (Leonardo da Vinci pewnie o tym nie myślał, chodziło mu o doskonałe proporcje ciała) – stał się buddyjską mandalą, harmonijnym połączeniem koła i kwadratu. Koło to niebo, transcendencja, zewnętrzność i nieskończoność, to kosmos, w którego centrum znajduje się istota boska. Kwadrat to sfera wewnętrzności, wszystko co jest związane z 

człowiekiem i ziemią. Obie figury łączy punkt centralny, który jest zarówno początkiem, jak i końcem całego układu. 

Człowiek w centrum kosmosu, tego ogromnego i stale rozszerzającego się Wszechświata (jakaż przerażająca jest samotność Boga w tym bezkresie), który liczy 13,7 mld lat i którego obserwowalna średnica to około 92 miliardy lat świetlnych? Zestawmy to z wiekiem Ziemi – 4,54 mld lat (promień równikowy tej kulki - 6378,14 km) i z wiekiem człowieka. 1,9 miliona lat temu Homo habilis (człowiek zręczny) dał początek gatunkowi Homo erectus (człowiek wyprostowany), z którego mniej więcej 190 tys. lat temu wyewoluowali obecni ludzie. Chyba, że dajemy wiarę jednemu biskupowi. James Ussher, anglikański biskup z XVI-XVII wieku uważał na podstawie obliczeń, że Ziemia została stworzona wieczorem 22 października 4004 roku p.n.e. Wygnanie Adama i Ewy z raju miało nastąpić już 10 listopada tego samego roku. 

Człowiek na swojej małej peryferyjnej i bezwzględnie niszczonej przez niego planecie? Człowiek kochany przez Boga, który pozwolił aby tylko w XX wieku ludzie unicestwili pośrednio lub bezpośrednio około 100 mln swoich współbraci? 

Po co tworzyć tak ogromny wszechświat z malutką planetą zasiedloną rodzajem ludzkim? To jest miara wielkości człowieka? 

Który przepis na człowieka jest bliższy prawdy? Czy czeka nas tunel i jasne światło na końcu? Czy też udowodniona przez naukę samotna, uporczywa walka mózgu, aby w trakcie umierania znaleźć jakieś rozwiązanie, aby nie dać się tej entropii organizmu. Wiemy, że nadnaturalna aktywność mózgu kończy się rozproszeniem energii i parowaniem pierwiastków lotnych. W jakimś sensie idziemy do nieba – przecież wodór powstał u zarania Wszechświata, a większość pierwiastków w jądrach gwiazd. 

Autor: Jerzy K. 

_____________________________________

[1] https://en.wikipedia.org/wiki/Composition_of_the_human_body 
[2] Olga Tokarczuk, „Opowiadania bizarne” 
[3] https://pl.wikipedia.org/wiki/Cz%C5%82owiek_witruwia%C5%84ski