 |
~Jacek Malczewski |
Jacek Malczewski - jeden z głównych przedstawicieli polskiego symbolizmu z przełomu XIX i XX wieku namalował obraz Melancholia (pełny tytuł: "Melancholia. Prolog. Widzenie. Wiek ostatni w Polsce").
Obraz przedstawia pracownię artysty. Z lewej strony u góry widać postać w czasie pracy przy sztalugach. Z płótna, przy którym siedzi malarz, wylewa się bezładny tłum alegorycznych postaci.
Od razu widzimy kosynierów atakujących niewidocznego wroga, a okrzyk "Hurra!" zdaje się być słyszalny. Tłum atakujących minął postać w niebieskiej todze. Może to jakiś głos rozsądku? Na pewno nie zatrzyma tłumu Janko Muzykant ze skrzypcami w lewej ręce, ani postaci stratowane po drodze. Tłum zdaje się kierować do rozświetlonego okna, jednak tylko nieliczni, zniedołężniali, słabi starcy docierają do jego parapetu i nie są w stanie go przekroczyć.
Po drugiej stronie okna widzimy tajemniczą postać kobiecą w czarnych szatach, tytułową Melancholię, która uniemożliwia (?) uczestnikom korowodu przejście do zapewne symbolizującej wolność przestrzeni. Najbardziej jednoznaczne i oczywiste dla polskiego odbiorcy jest alegoryczne przedstawienie tragicznych losów polskiego społeczeństwa w czasie niewoli.
Obraz stanowi podsumowanie końca tragicznego stulecia i beznadziejności położenia Polaków w tym czasie. Dla mnie przekaz obrazu jest ponadczasowy. Tak samo dokładnie opisuje sytuację Polski pod zaborami po nieudanych powstaniach, jak i bieżącą sytuację kraju. Opisuje losy narodu i jednostki. Zawsze gdzieś dążymy nie zważając na aktualną sytuację, na głosy rozsądku (autorytety moralne, naukowe, artystów), niszcząc i tratując po drodze talenty i prostych ludzi poświęconych w imię wyższej idei.
Zawsze szukamy szczęścia w przyszłości, nie zwracając uwagi na teraźniejszość. Życie mija i starzy, bezsilni jesteśmy u progu wyśnionego szczęścia.
Problem w tym, że nie mamy siły, aby wykonać ostatni krok lub też zawsze pojawia się jakaś nieprzewidziana trudność. To nigdy nie jest nasza wina, przecież chcieliśmy dobrze. Tylko zawsze ktoś rzuci nam kłodę pod nogi. Szanujemy tradycję i z utęsknieniem czekamy na pierwszą gwiazdkę, tylko, że ta pierwsza gwiazdka jest planetą. Śpiewamy o kwiecie paproci, który zakwita tylko w jedną noc, chociaż paproć nie kwitnie, bo ma zarodniki. W każdą miesięcznicę „prawdziwi Polacy” śpiewają „Ojczyznę wolną racz nam zwrócić Panie”, choć Ojczyzna wolna jest od dawna. Można przegrać w wyborach i być zwycięzcą. „My I Brygada …”, „Hej sokoły, omijajcie góry, lasy, doły …”, „Pije Kuba do Jakuba …”, „Hej ułani, malowane dzieci …” i znowu „My I Brygada …”.
A może nikt nam nie rzuca kłód pod nogi? Może przyczyna leży w nas? Bo ni stąd ni zowąd pojawia się nasza narodowa melancholia. Oto los polskiego kołtuna (filistra) powodowanego splotem kompleksów, przekonanego o tym, że jest członkiem awangardy ludzkości, mającego wysokie mniemanie o własnych walorach moralnych. Żyjącego wyłącznie w świecie stereotypów i frazesów, których powtarzanie daje mu poczucie przynależności do elity.
Czy moja ocena jest zbyt ostra, krzywdząca?
Autor: Halina K. HK