wtorek, 23 stycznia 2018

Wyspa piratów ...

HK 2015, Gotlandia
~HK 2015, Gotlandia
Światła i budynki Oskarshamn zadziwiająco szybko maleją i znikają za rufą. Za to, po prawej burcie przybliża się północny cypel Olandii z latarnią morską Långe Erik i podobno piękną piaszczystą plażą pełną płaskich, wyszlifowanych przez morze kamieni – muszę to kiedyś sprawdzić. Wkrótce i ten widok maleje i rozpływa się za rufą. Szybki prom łączący Oskarshamn i Visby z prędkością dwudziestu kilku węzłów tnie spokojne wody Bałtyku. Podróż potrwa 3 godziny – pasażerowie okupują bistro lub szykują się na odpoczynek w fotelach lotniczych. Przy takiej liczbie pasażerów (prom zabiera do 1500 osób i do 500 pojazdów, a pomieszczenia z fotelami na rufie i dziobie wyglądają jak wnętrza gigantycznego samolotu), można obserwować ciekawe i różnorodne zachowania ludzi. Wytatuowany, zakapturzony, groźnie wyglądający młody człowiek z kolczykami w różnych częściach ciała, czule opiekuje się dzieckiem. Inny podobnie wyglądający uspokaja płaczące dziecko, podczas gdy jego żona (przyjaciółka?) żywo dyskutuje z koleżanką.

Wreszcie jest, długo wyczekiwana, pełna wspomnień i zapamiętanych z poprzedniego pobytu obrazów, najprawdziwsza Wyspa Piratów – Gotlandia.

Dlaczego Wyspa Piratów? W XIV wieku była ważnym ośrodkiem bałtyckiego piractwa, na wyspie od 1394 roku rządzili Bracia Witalijscy[1], których w 1398 roku przepędził Zakon krzyżacki pod dowództwem znanego nam Konrada von Jungingena, wyspę zaś w roku 1409 odsprzedał Szwecji.

W historii piratów znajdziemy jeden „polski lub gdański smaczek”. Otóż w 1396 roku flota królowej Małgorzaty wypłynęła z Kalmaru - celem był port Visby i definitywna rozprawa z piratami. Duńczycy u celu nie zastali nikogo, więc zawrócili do domu. Wtedy wykryli na horyzoncie żagle licznych jednostek, płynących na Visby - byli to Lubeczanie pod wodzą Gdańszczan (sojuszników Danii). Doszło do bitwy między flotami. Pierwsi spostrzegli się Duńczycy, lecz Lubeczanie (wietrząc podstęp) walczyli dalej - zginęło około osiemdziesięciu Duńczyków. Gdy zwycięscy Hanzeaci w glorii chwały zawinęli do Visby okazało się, że odniesione zwycięstwo było w istocie tragiczną pomyłką. Wówczas Lubeczanie, którzy niezbyt ochoczo przystąpili do walki z Duńczykami, obrócili swój gniew przeciw Gdańszczanom. Na ulicach spokojnego dotąd miasta doszło do drugiej już tego dnia bitwy między sojusznikami. Bracia Witalijscy po powrocie do portu stwierdzili, że właśnie wygrali wielką bitwę z siłami duńsko-hanzeatyckimi.

Dzisiaj w okupowanym[2] przez turystów mieście można podziwiać liczne zabytki z okresu średniowiecza i piękne, urokliwe uliczki i domki. W mieście zachowało się ponad 200 średniowiecznych budynków z kamienia, ruiny 23 kościołów i katedra (Chociaż na mapie z informacji turystycznej zaznaczono 13 ruin). Centrum otacza dobrze zachowany średniowieczny mur obronny o długości ok. 3,5 km i wysokości 11 metrów z ponad 50 wieżami. Od roku 1995 Visby znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO.

Szczególne wrażenie robią ruiny kościołów. Czy była to jakaś średniowieczna mania – taka sakralna budowlana deweloperka? Nadmiar pieniędzy, czy też nadmiar grzechów i chęć okpienia Boga tym sposobem? Przecież niektórzy są pewni, że Bogu niezbędne są budowle i zapach kadzidła. Bez budynku kościoła nie potrafią znaleźć Boga w otaczającym pięknie przyrody[3]. Całkiem jak dzisiaj w naszym kraju – bańka budownictwa sakralnego. Czy finał będzie taki jak w Visby – ruiny lub opustoszałe kościoły? Różnica jest jednak zasadnicza, tam są piękne gotyckie formy, tutaj architektoniczne koszmarki bez stylu. Jeśli rozmiar budowli jest miarą „miłości” do Boga, to tamci ludzie bardziej Go „kochali” – stać ich było na takie budowle, przy mizernych (w porównaniu z nami) możliwościach technicznych i technologicznych.

Będąc na Gotlandii nie sposób nie odwiedzić leżącej na północy niewielkiej wyspy Fårö. Są tam przepiękne - choć być może dla niektórych, groźne i ponure ostańce wapienne – raukary. Surowe krajobrazy wyspy były też tłem do kilku filmów Bergmana, i którego bardzo skromny grób znajdziemy tamże. Tak znany i genialny człowiek, największy szwedzki artysta od czasu Strindberga i jeden z największych artystów w historii kina obok Luisa Buñuela czy Federico Felliniego, mógł być pochowany w Sztokholmie, w jakimś szwedzkim panteonie bohaterów narodowych – wolał miejsce, w którym mieszkał[4]. Jakże to różne od naszych rozdmuchanych pochówków ludzi, którym przydarzył się, i to z własnej winy, wypadek lotniczy; kłótni o Wawel lub Powązki.

Byłam tu kiedyś z siostrą podczas festiwalu Tydzień Średniowieczny. Nie zastałam tamtej atmosfery, to normalne, znalazłam za to inne zapachy i obrazy oraz kilka kamieni z Fårö, które zdobią ogródek.

Była to moja pielgrzymka w poszukiwaniu minionego czasu – jedni pielgrzymują do Częstochowy, ja na Gotlandię.

Czas wracać.

Autor: Halina K.
-------------------
[1] Bracia Witalijscy (sami siebie nazywali Likedeelers) – piraci działający na Morzu Bałtyckim na przełomie XIV i XV wieku. Początkowo prowadzili jedynie działalność kaperską, działając w służbie europejskich władców (rejon Bałtyku). Z czasem zrezygnowali z tzw. listów kaperskich i zaczęli prowadzić regularną działalność piracką, stając się postrachem Morza Bałtyckiego.Likedeelers oznaczało dzielących po równo, dlatego też w XIV i XV wieku w rybackich wioskach, które udzielały im schronienia, Witalianie mieli sławę "dobrych rozbójników" podobną do tej Robin Hooda czy Janosika. Wraz ze wzrostem swojej potęgi oraz coraz odważniejszymi poczynaniami stali się głównym przeciwnikiem floty handlowej Ligi Hanzeatyckiej. Ich działania doprowadziły do znacznego wzrostu cen i ogromnego spadku obrotu towarami. Wymiana handlowa na Bałtyku praktycznie upadła(Dla dociekliwych zagada – dlaczego nazwa Bracia Witalijscy pochodzi od słowa wiktuały?)
2] Dzisiaj szczęśliwie miasto okupują turyści, chociaż byli też prawdziwi okupanci, a miasto „spływało” krwią. W 1361 roku król duński Waldemar IV Atterdag najechał i częściowo zniszczył miasto. W miejscowym muzeum można „podziwiać” groteskowo uśmiechnięte czaszki w jakby sfilcowanych kapturach kolczug oraz piszczele z wbitymi grotami strzał. Makabryczny widok.W 1525 Niemcy spalili wszystkie kościoły w mieście z wyjątkiem katedry.
[3] W tym kontekście mechaniczne zdejmowanie nakrycia głowy przed budynkiem kościoła lub dowolną figurką jest dość zabawne.
[4] Ingrid Bergman (światowej sławy aktorka) zmarła w Londynie (29.8.1982), w dniu swoich 67. urodzin. Została skremowana, a większość jej prochów rozsypano w morzu, resztę zaś pochowano w Sztokholmie, obok swoich rodziców. Tutaj pochowano inną Ingrid Bergman z domu Karlebo – drugą żonę Ingmara. Po pierwszym mężu Ingrid nosiła nazwisko von Rosen (Jan-Carl von Rosen był szwedzkim księciem).

Gefion ...

Gefion - HK czerwiec 2015
~HK 2015, Gefion
Autobus pędzi prawie 100 kilometrów na godzinę po jezdni zawieszonej kilkadziesiąt metrów nad wodą, za oknami co chwila migają liny mostu wantowego[1]. Jak długo jeszcze? Jak długo trwa przejechanie 7845 metrów? Wyobraźnia podpowiada straszne rzeczy. Gdyby pękła opona? Jak długa spada autobus w wody Sundu? Czy jest szansa na ratunek? Chwila ulgi, jesteśmy na sztucznej wyspie, 4055 metrów spokoju, jeszcze tylko 3510 metrów tunelu (mały niepokój), kilka kilometrów autostrady, i już jest - piękna, pełna zabytków i otwartych, miłych, szczęśliwych ludzi[2] - Kopenhaga.
Mała Syrenka- HK216 czerwiec 2015
Tu powinna pojawić się lista dziesiątków miejsc wartych obejrzenia w Kopenhadze, którą oczywiście otwiera Mała Syrenka.

Będę przekorna i zacznę od fontanny bogini Gefion[3]. To ten zabytek był pierwszy na liście w czasach gdy z Gdańska do Kopenhagi kursował prom linii DFDS i cumował w centrum miasta, dwa kroki od Amalienborg. Po wyjściu z portu, zaraz za bramą po prawej, na skraju parku Churchilla, obok kościoła św. Albana i cytadeli Kastellet znajduje się jedna z największych i najpiękniejszych fontann Kopenhagi - Fontanna Gefion. Bogini kieruje zaprzężonym w cztery woły pługiem - monumentalna postać bogini i postaci zwierząt robią wrażenie. Wydaje się, że woły ruszą prosto na zwiedzających, tylko nadludzka siła ich matki trzyma je w ryzach.

Gefion - nordycka bogini rolnictwa i opiekunka dziewic, które po śmierci gromadziły się w jej siedzibie. Miała czterech synów spłodzonych przez olbrzyma. Gdy pewnego razu poprosiła Gylfe, który ogłosił się królem nad ziemiami Swionów[4] o kawałek ziemi, ten obiecał dać jej tyle, ile zdąży zaorać w ciągu jednej nocy – synowie mogą jej pomóc. Gefion zamieniła synów w woły i zaorała wielki szmat ziemi o nieregularnym kształcie (pługiem omijała wielkie kamienie i drzewa), zaorane pole Odyn rzucił w morze między Szwecję i wyspę Fionia - tak powstała wyspa Zelandia. Pozostałą zaś dziurę w ziemi wypełnił wodą - tak powstało szwedzkie jezioro Wener. Później Gefion poślubiła jednego z synów Odyna i dała początek królom Danii.

Z tym oraniem to jest jakaś głębsza sprawa. U Rzymian linia o charakterze sakralnym wyznaczająca granice miasta nazywała się pomerium. Według legendy Romulus w 753 p.n.e. wyorał pługiem bruzdę na wzgórzu Palatyn, wytyczając w ten sposób granice Rzymu. Podczas orki kilkakrotnie podnosił pług, pozostawiając niezaoraną ziemię - w tych miejscach powstawały bramy. Linię pomerium oznaczano kamiennymi słupami i wzdłuż niej prowadzono wały i mury obronne.

Gefion nie była pierwszą, która sprytnie oszukała innych albo „twórczo”, czy też „kreatywnie” podeszła do problemu.

Kiedy Pigmalion, brat Elissy, kazał zamordować jej męża, ta z wielkim skarbem oraz grupą osadników uciekła przez Cypr do północnej Afryki. Gdy Libijczycy chcieli wygnać przybyłych, ci poprosili aby pozwolono im zasiedlić tyle ziemi, ile obejmuje skóra wołu. Prośba wydała się miejscowym zabawna i pozbawiona ryzyka, zawarto umowę. Wówczas przybysze wycięli ze skóry cienki rzemień i wytyczyli teren, na którym powstał zamek, zwany Byrsa (po fenicku zamek, twierdza; po grecku - skóra). Tak w IX wieku p.n.e. powstała Kartagina, którą założyła Elissa, żona Acherbasa, kapłana z Tyru. Miałam okazję stać na wzgórzu Byrsa i „podziwiać ruiny” ruin minionej potęgi miasta-państwa.

Współcześni Skandynawowie tworzą rzeczy na miarę bogini Gefion – wyrywają ląd morzu i nie posługują się przy tym magią lub oszustwem, a koszty i zyski mają wyliczone wcześniej.

28 kwietnia 2015 duński parlament Folketinget zatwierdził środki finansowe na budowę tunelu (2 pasy na pociągi i 4 pasy na samochody) pod cieśniną Fehmarn Bełt. Ten prawie 18 kilometrowy tunel połączy duńską wyspę Lolland z niemiecką wyspą Fehmarn i dalej poprzez istniejący most z resztą Niemiec (Niemcy trochę kręcą nosem, że będzie za duży hałas, ceny letniskowych nieruchomości spadną i może być zagrożony rzadki gatunek gryzonia.). Koszt tunelu, to 7 miliardów euro, który ma się zwrócić po 39 latach. 

Dzięki temu tunelowi i istniejącym już mostom (np. Öresundsbron), powstanie ogromny gospodarczy obszar od Hamburga przez Malmö do Göteborga, a nawet do Oslo, w centrum którego będzie Kopenhaga. Już dzisiaj, dzięki przeprawie przez Sund, region Øresund wytwarza 20% połączonego PKB Danii i Szwecji. Most pozwala na codzienne dojazdy do pracy Szwedów zamieszkałych po szwedzkiej stronie Sundu, podczas gdy Duńczycy dojeżdżają do swoich domów w Skanii (w Szwecji są niższe ceny nieruchomości). 

Czy my jesteśmy zdolni do podobnych wyczynów? Ktoś powie – tunel pod Martwą Wisłą; to prawda, jest to jakaś namiastka. Chodzi mi jednak o to, że musimy być nowoczesnym społeczeństwem by dokonywać wielkich rzeczy – w PKB Szwecji dominującą pozycję stanowią technologie IT. Ostatnio czytałam w Internecie program nauczania polskiego ucznia w zawodzie technik informatyk. W czteroletnim okresie kształcenia na praktyki zawodowe przeznaczono 80 godzin, na religię – 240, na wychowanie do życia w rodzinie – 42 godziny. „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie…[5]”. Z programu kształcenia jasno wynika, że nieważne czy Polska będzie biedna czy bogata, mądra czy głupia, szczęśliwa czy też nie; ważne by była katolicka. Tak ukształtowany technik informatyk może nie da rady administrować sieciowymi systemami operacyjnymi, ale katechizm będzie znał na wyrywki i gdy już kupi sobie jakiegoś grata na czterech kółkach (Polska jest potęgą w sprowadzaniu z Zachodu tanich, nie ekologicznych aut, z których można wyciąć katalizator), to na drodze będzie się bał gniewu bożego – nie radaru. Ręce opadają!

Nyhavn

Może warto wyciszyć się w którejś z piwiarni Nyhavn – podziwiać piękne kamienice (to tutaj znajdziemy jedne z najstarszych budynków Kopenhagi datowane na początek XVII wieku), rzekę ludzi, zacumowane jednostki i uczcić Gefion, wszak to jej pomnik ufundowała także Fundacja Carlsberga. Chociaż w tej beczce miodu jest też trochę goryczy – Nyhavn wybudowali szwedzcy żołnierze wzięci do niewoli, ale jak już pisałam, liczy się teraźniejszość, tylko ona jest realna. Liczy się ta chwila, smak piwa, ulotny nastrój, którego nie da się powtórzyć.



Czas ruszać w drogę powrotną przez tunel i most do Malmö.

Autor: Halina K.


----------------------

[1] Most nad Sundem (duń. Øresundsbroen, szw. Öresundsbron) przebiega nad cieśniną Sund i łączy Kopenhagę, stolicę Danii z Malmö w Szwecji. Połączenie składa się z mostu o długości 7845 m, sztucznej wyspy o długości 4055 m i tunelu o długości 3510 m. Szlakiem tym przebiegają dwie dwupasmowe jezdnie i dwa tory kolejowe. Droga przebiegająca przez most jest częścią europejskiej drogi E20. Most nad Sundem jest najdłuższym mostem na świecie łączącym dwa państwa; został otwarty 1 lipca 2000 roku.

[2] Szczęście mieszkańców krajów nordyckich to niezgłębiona tajemnica. Klimat mają gorszy niż w Australii, morze zimne, zimy mroźne. Mają podobne do innych problemy kryminalne; są morderstwa, przemoc w rodzinie, przemoc wobec kobiet. A jednak, z najnowszego raportu World Happiness Index opracowanego na zlecenie ONZ, wynika że Szwajcaria, Islandia i Dania to najszczęśliwsze kraje na świecie. W pierwszej dziesiątce są jeszcze: Norwegia (4), Finlandia (6), Szwecja (8), a wspomniana Australia jest 10. Dla uzupełnienia informacji – Polska jest 60. Może nie ma w tym żadnej tajemnicy, jest za to pewność, że liczy się tylko teraźniejszość, tylko ona jest realna. Nie można żyć przeszłością ani liczyć na jakieś szczęście w życiu wiecznym.

[3] Ufundowana przez władze miasta i Fundację Carlsberga fontanna została uruchomiona 14 lipca 1908 r. Umieszczona ją nieopodal nadbrzeża Langelinie. Autorem monumentalnej rzeźby jest Anders Bundgård. 

[4] Jedno z germańskich plemion Skandynawii, jedni z przodków średniowiecznych Waregów i dzisiejszych Szwedów, którego królowie według legendy byli potomkami boga Frejra. 

[5] Jan Zamoyski (1542–1605) – polski polityk, mąż stanu, kanclerz wielki koronny i hetman wielki koronny, doradca Zygmunta Augusta i Stefana Batorego.


poniedziałek, 22 stycznia 2018

Bifröst ...

HK 2015, Bifröst
~ HK 2015, Bifröst
Po bogatej we wrażenia podróży wracałam na terminal promowy… Za oknami autobusu przesuwał się krajobraz Skanii. Pogoda, jak i krajobraz, zmieniała się nieustannie. Słoneczny dzień ustępował chmurom i deszczowi, by po paru minutach, wrócić do słońca. W pewnej chwili, po przelotnym deszczu na niebie pojawiła się tęcza.

Zaraz, zaraz, jestem przecież w Skandynawii, tu obowiązuje mitologia nordycka, nie jest to więc zwykła tęcza, lecz Bifrost (Bifröst) – płonący, tęczowy most łączący świat śmiertelników Midgard, ze światem bogów Asgardem. Czy któryś z Asów nim podróżuje? Może Thor, przychylny ludziom, gdzieś w Midgardzie zapodział swój młot i teraz udaje się na poszukiwania? A może nikt nie podróżuje, bo Hajmdal, syn dziewięciu Dziewic – Fal, córek boga morza Agira[1], strzegący wejścia do Asgadru, niepozwala na podróż.

On, który widzi na bardzo duże odległości, a ucho ma tak wrażliwe, że słyszy, jak rośnie trawa i wełna na owcach, wyczuł jakieś niebezpieczeństwo. Nic szczególnego się dzieje, więc pewnie jak co dzień, bogowie będą przemierzali ten most, aby odbywać codzienne spotkania w cieniu drzewa Yggdrasil.

Po paru minutach most zniknął, został pewnie zamknięty, a nie zniszczony. Bo zgodnie z mitologią nordycką, Bifröst ma ulec zniszczeniu w czasie Ragnarök, zawalając się pod ciężarem przechodzących po nim gigantów i potworów.

Myśli „pobiegły” w całkiem inną stronę. Jak to jest z tymi bogami? Są nieśmiertelni, a przecież mają synów i sami są synami. Odyn jest ojcem Thora, a sam jest synem Borra i miał dwóch braci. Borr zaś był synem Búri. Nawiasem mówiąc, ciekawe jest to, że symbolem Odyna jest krzyż w okręgu – krzyż celtycki – przejęty przez Kościół Katolicki.

Spójrzmy na bogów olimpijskich, tam też mamy do czynienia z zawiłościami rodzinnymi. Ci bogowie też są nieśmiertelni, ale potrzebują ambrozji, tak jak bogowie nordyccy złotych jabłek Idun, bogini wiosny. Poznajmy mitologię staroegipską; znajdźmy różnice i podobieństwa między kultem Izydy i kultem Matki Boskiej.

Ośmielę się postawić „bluźnierczą” tezę – bogowie, to po prostu kosmici, dla nas niewyobrażalnie potężne istoty (dlatego boskie), które jednak rodzą się, żyją i umierają, gdy wypełni się ich czas. Przecież Odyn siedzi na tronie znajdującym się w specjalnej sali, której sufit pokryty jest nieskazitelnym srebrem (Żeby odbijać obraz?). Z tronu tego może obserwować cały wszechświat. Co rano dwa kruki Odyna (Myśl i Pamięć) wylatują by podróżować po świecie. Wieczorem wracają, siadają na ramionach Odyna i szepczą wieści do jego uszu. Przecież tron to obserwatorium, centrum sterowania, a kruki to drony zwiadowcze.

A Ahura Mazda, stwórca świata i ładu w kosmosie i praw nim rządzących, uosobienie absolutnej mądrości, jedyny bóg zaratusztrianizmu – religii monoteistycznej powstałej około 1000 r. p.n.e.? Podróżuje (patroluje niebo) czymś w rodzaju statku kosmicznego, walczy ze złem mieczem promienistym i ze słoneczną tarczą (Broń laserowa?). Pewnego dnia Ahura Mazda zstąpi osobiście na ziemię, oddzieli dobro od zła i ustanowi z powrotem doskonały porządek, (jednak z zachowaniem czasu, ognia i cielesności). Nastanie wtedy epoka Królestwa Bożego na ziemi. Skąd my to znamy?

Pewnego dnia wszystko się skończy. Po niewysłowionych cierpieniach ludzi i widocznych cudach, istniejący świat zostanie zastąpiony nowym i lepszym, specjalnie w tym celu stworzonym przez Boga (Którego?). Koniec ma wiele nazw: Sąd Ostateczny, Powtórne Przyjście, Apokalipsa, Armagedon, Ragnarök... Jego przebieg wygląda jak typowy mit, chociaż przez wielu ludzi, także współcześnie, uważany jest za prawdę objawioną.
Autor: Halina K.


------------------------------
[1] Obraz Arthura Rackama przedstawiający Bifrost.


Kullaberg ...


~HK 2014, Kullaberg
~HK 2014, Kullaberg
Stoję na skałach półwyspu Kullaberg. Jest wieczór, chłodny wiatr od cieśniny Kattegat pędzi ciemne, o ołowianych brzuchach, chmury. Od czasu do czasu widać atramentowe niebo i jeszcze słabo widoczne gwiazdy. Po prawej błyska latarnia Kullen, wskazuje drogę zagubionym i potrzebującym drogowskazu; za mną ławeczka ufundowana dla strudzonego wędrowca. a gdzieś daleko po lewej jest Sund.

Promy łączą dwa brzegi: szwedzki i duński, a na wody cieśniny rzuca cień tajemniczy zamek Elsynor, w którym Hamlet, książę Danii, pytał czaszki: „Być albo nie być…”. Zamek Kronborg chowa jeszcze jedną tajemnicę. Gdzieś w podziemiach śpi, całkiem jak nasi rycerze pod Giewontem, legendarny rycerz i bohater Holger Danske. Obudzi się i chwyci za miecz gdy Dania będzie w potrzebie. 

I tak stoję sobie na skałach półwyspu Kullaberg, granitowej opoce, o którą rozbijają się morskie fale, bezsilne wobec twardej skały. Opoka pod nogami, opoka na nieboskłonie. I znowu mózg, ta asocjacyjna baza danych, podsuwa tym razem myśl wielkiego filozofa z Królewca: „… niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie...[1]”. Tak, na tych opokach można budować… Choć w skali kosmosu… Opoka, na której stoję zamieni się w pył, prawa moralne ewoluują i erodują, dzisiejsza prawda objawiona jutro staje się wątpliwa. Religie, jedyne i prawdziwe, mają swój początek i koniec. Gwiaździste niebo jest widokiem z zamierzchłej przeszłości wszechświata, to na co patrzę pewnie już nie istnieje. I znowu myśl genialnego poety i filozofa o życia wędrówce przy końcu czasu, o niemylnej drodze, o ciemnym lesie[2]. 

Autor: Halina K.

_________________________________
[1] „Są dwie rzeczy, które napełniają duszę podziwem i czcią, niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie. Są to dla mnie dowody, że jest Bóg nade mną i Bóg we mnie.”, Immanuel Kant. 
[2] „W życia wędrówce, na połowie czasu, straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi, w głębi ciemnego znalazłem się lasu.”, Dante Alighieri, Boska Komedia.

Stary kamień, koło życia, monolit ...

HK- Stary kamień, koło życia, monolit
~HK lipiec 2014
Prom szybko pokonywał wąską cieśninę między wyspami – płynęliśmy do centrum Marstrand. Jeszcze chwila i już ruszyliśmy w lewo od przystani z zamiarem wędrówki wokół wyspy. 

Ścieżka prowadzi w dół i w górę, w dół i w górę … Na lewo morze, na prawo, prawie zawsze widoczna, twierdza. Gdzieniegdzie przyklejone do skał tradycyjne skandynawskie domki i te bardziej nowoczesne. Wokół roślinność, widać że rozwija się w trudnych warunkach klimatycznych. Wreszcie jest, formacja skalna z dziwnymi wzorami napisanymi przez przyrodę, której wiek oceniany jest na 900 milionów lat.

Oto niezwykłość przyrody, niemy świadek historii Ziemi. Kim my jesteśmy ze swoim przeciekającym przez palce życiem, usiłującymi chwytać okruchy dnia?

kamyk jest stworzeniem doskonałym
równy samemu sobie pilnujący swych granic
wypełniony dokładnie kamiennym sensem
o zapachu który niczego nie przypomina niczego nie płoszy nie budzi pożądania...
                      ~ Studium przedmiotu, Zbigniew Herber

Kamień i stojący przed nim człowiek – stworzenia doskonałe? Co mają ze sobą wspólnego? A mają, na każdego działa nieubłagany czas. Wiatr, słońce, deszcz i temperatura będą coraz bardziej wygładzać i niszczyć kamień, a jego atomy wrócą do obiegu. I człowiek pewnego dnia straci kontrolę nad swoimi atomami, i one też wrócą do obiegu. Na razie jednak, łyknę wody i trochę pierwiastka powstałego na początku wszystkiego („Na początku był wodór”). Każdego dnia jesteśmy uczestnikami koła życia. Myśl „skoczyła” do Parku Vigelanda i Koła Życia – rzeźby, która przedstawia wieniec. Jednak zamiast kwiatów i gałązek są ludzie (dokładnie cztery osoby dorosłe i jedno dziecko). Postacie wydają się harmonijnie unosić w powietrzu, co można odczytywać jako symbol nieustannej zmiany, ale także jako dążenia do wieczności.

Jesteśmy naznaczeni tym dążeniem do wieczności. Wierzymy, że pewnego dnia przejdziemy do innego świata. Zostaniemy wciągnięci przez portal, przejdziemy przez gwiezdne wrota; do innego, lepszego, bardziej sprawiedliwego i szczęśliwego świata. Tam spotkamy kochane osoby, a tym, którzy nas skrzywdzili – wybaczymy. A może to wszystko kłamstwo? Nie opadnie kurtyna, nie ujrzymy pięknego widoku zalanego silnym jasnym światłem? Może nasze życie, to kolejna warstwa osadowa, całkiem jak w morzu z okresu Kredy ery mezozoicznej?

Czy kolejna rzeźba Vigelanda, Monolit, jest zmartwychwstaniem, przejściem do innego świata? Czy jednak, jest to wycinek, pobrana próbka z warstw osadowych ludzkich istnień. Czy jest tu optymizm i nadzieja, czy raczej strach i rozpacz? 

Oto do czego prowadzą rozważania o kamieniu. Zrezygnowaliśmy z okrążenia wyspy i skrótem ruszyliśmy do przystani, aby zdążyć na prom, a po drodze podziwiać widoki i słuchać śpiewu ptaków. Decyzja była słuszna, na trasie odkryliśmy uroczy zakątek ze starymi drzewami, skałami i tajemniczym obeliskiem poświęconym pamięci Gustawa i Widell (chyba). 

Dzisiaj nie będzie Ragnarök, straszliwy wąż Jormungand śpi spokojnie trzymając swój ogon w pysku.
Autor Halina K.


Fjällbacka ...

HK - Fjällbacka - lipiec 2014
~HK - Fjällbacka - lipiec 2014
Siedzieliśmy na tarasie miejscowego hoteliku. Okrągły stolik był tak blisko wody, że nogą można by do niej sięgnąć. Przed nami był port jachtowy, wysepki archipelagu i otwarte wody cieśniny Skagerrak. Woda miała inny kolor i smak (sprawdzałam) - była zdecydowanie bardziej słona, niż u nas w Bałtyku. 

Słońce mocno świeciło wprost w oczy, a niemiłosiernie drogie piwo smakowało jak nigdy. Chwila była cudowna i oby trwała wiecznie. Panował niesamowity spokój; może to chwilowy stan i zaraz będziemy świadkami jakiegoś morderstwa? Przecież to właśnie tutaj, Jean Edith „Camilla” Läckberg, osadziła akcje swoich powieści kryminalnych. To tutaj, Jej bohaterka - Erika Falck i policjant, a z czasem mąż Eriki - Patrik Hedström, rozwiązywali zawiłe morderstwa i byli świadkami innych ludzkich dramatów.

Piwo skończone, już czas wracać do autobusu. Za nami zostały: hotel, skwer z popiersiem Ingrid Bergman, która mieszkała we Fjällbace, kiedy odwiedzała Szwecję, miejscowość przytulona do skał, cudowne widoki i wody cieśniny. Pozostał żal, że ta chwila trwała tak krótko.
Autor Halina K.

niedziela, 21 stycznia 2018

Prośba ...

Today is a good day for a good day

.
Obraz Ekateriny Zagustiny
 ~Ekaterina Zagustina

Gdybyś wiedziała, jak się po kryjomu
Łka w samotności, bez ogniska,
Tobyś czasami koło mego domu
Przeszła z bliska.

Gdybyś wiedziała, jak duszę przemienia
Wzrok, co przeczystym ogniem pała,
To w okno moje czasem, od niechcenia,
Byś spojrzała.

Gdybyś wiedziała, jak przy sercu drogiem
Koi się w sercu boleść ostra,
Jak siostra siadłabyś przed moim progiem,
Jak siostra.

Gdybyś wiedziała o mojej miłości,
Gdybyś wiedziała, jak niezłomnie
Kocham cię - wtedy byś może najprościej
Przyszła do mnie.

~Sully Prudhomme 
 ~Tłum. Michał Gabriel Karski




I pomyśleć, że można tak pięknie pisać o miłości, o uczuciu w tak czystej, intymnej i szlachetnej formie.
Piękny wiersz Sully Prudhomme - francuski poeta i eseista, laureat Nagrody Nobla (1901 r.) za wybitne osiągnięcia literackie, a zwłaszcza za idealizm, doskonałość artystyczną oraz niezwykłe połączenie duchowości i intelektu.
Zapewne rozpocznę przygodę z poezją tego poety.

Zawsze w moim sercu!

piątek, 19 stycznia 2018

Jeśliś jest prawdą ...

W życiu chodzi o coś więcej niż tylko bycie szczęśliwym. 
Chodzi o odczuwanie całej gamy emocji: szczęścia, smutku, złości, żalu, miłości, nienawiści.
Jeśli spróbujesz stłumić jedną z nich, stłumisz je wszystkie...

~ John Marsden
               Loui Jover
         ~Loui Jover




Jeśliś jest prawdą, przyjdź do mnie bez słów
i weź w Twe ręce wszystko co dać mogę,
lecz jeśliś snem jest pośród innych snów,
och! to samotną puść mnie w dalszą drogę.

Czy wiesz, co znaczy być jak biały bez,
który ku słońcu wypręża się cały, 
i tak już za nic nie chcieć więcej łez? - 
Patrz na me oczy - one już płakały –


~ Maria Pawlikowska-Jasnorzewska 


                                   





Kolejny wiersz mojej ulubionej poetki. I mało mnie obchodzą krytyczne uwagi nt. twórczości Pawlikowskiej- Jasnorzewskiej. Dla mnie Jej wiersze są oryginalne, wyjątkowe, pełne kobiecego uniesienia, nowatorskie i niepodobne do innych. Z głęboką refleksją filozoficzną rozprawia o zawiedzionej miłości, smutku po rozstaniu, przemijaniu, starzeniu się oraz śmierci…

Danusiu, to wszystko jest fascynujące w Jej twórczości. Tak, jak ona pisała o relacjach męsko - damskich, to chyba mało kto. A że z punktu widzenia kobiety? Być może, ale nikt nie rozumie kobiet, tak dobrze jak my same ... Myślę, że wiele z nas identyfikuje się z opisanymi emocjami ...

Jeśliś jest prawdą - wiersz wyraża tak wiele w niewielu sentymentalnych słowach … i jeszcze ta symbolika - „biały bez” symbol młodości. i emocje pierwszej młodzieńczej, nieszczęśliwej miłości, wręcz dotykający marzeń sennych, magii. Miłość, prawda, sen- trzy elementy, które może wyrazić i subtelnie powiązać tylko kobieta …

Styczniowe światełka mojej Siostrzanej miłości [*]

Zawsze w moim sercu!